Recenzja książki Anna-Dauphine Julliand "Wyjątkowy dzień"

Każdy, kto ma dziecko wie, jak bardzo przeżywa się każde jego niepowodzenie, każdą słabość, każdą chorobę i rozterkę. Kiedy kilkuletnie dziecko umiera z powodu nieuleczalnej choroby, serce musi rozrywać rozpacz, bezsilność, żal i ogromny smutek. "Wyjątkowy dzień" to opowieść o rodzinie, która doświadczyła straty ukochanej osoby, mającej kilka lat dziewczynki, która na dobre jeszcze nie zaczęła cieszyć się życiem.
Na pierwszy rzut oka niby zwyczajna rodzina - mąż, żona, dwie córki i dwóch synów. Mogłoby się wydawać - rodzina, jakich wiele. Niestety przekorny los tak chciał, że połączenie genów matki i ojca naznaczyło obydwie córki chorobą, na którą nikt jeszcze nie wynalazł skutecznego lekarstwa.
"Wyjątkowy dzień" to historia, która zaczyna się od opowieści matki o tym, jak spędza dzień 29 lutego, dzień, w którym jej pierwsza córeczka urodziła się. Autorka wcześniej wydała już jedną powieść "Ślady małych stóp na piasku", w której opowiedziała o tym, jak jej kilkuletnia córeczka Thais zmaga się z nieuleczalną chorobą. "Wyjątkowy dzień" to kontynuacja losów tejże rodziny. To historia ich życia po śmierci córki i opowieść o tym, jak sobie radzą z myślą, że ich druga córka Azylis jest także chora.
Mogłoby się wydawać, że to się zdarzyć nie może - chłopcy zdrowi, a dziewczynki umierają w wieku kilku lat. Niestety takie historie, choć tragiczne, zdarzają się naprawdę. Ja czytając tę opowieść, cierpiałam razem z nimi. Nie wyobrażam sobie, żeby można było przeżyć śmierć własnego dziecka, a jednocześnie jestem pełna podziwu dla tej rodziny, która tak okrutnie naznaczona, na każdym kroku pokazuje swoje umiłowanie życia, radość z każdego dnia, każdej chwili. Opowieść wstrząsająca, ale też piękna i właśnie dlatego warto jest ją przeczytać. Jeśli mi się uda, z całą pewnością sięgnę też po "Ślady małych stóp na piasku". Polecam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz