Brooke Davis "Zgubiono znaleziono"

Kiedy wzięłam do ręki książkę Brooke Davis "Zgubiono znaleziono" będąc ostatnio w mojej bibliotece i przeczytałam napis na okładce "Powieść, która zachwyciła świat" już wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Skoro cały świat śmiał się i płakał razem z bohaterami tej książki, to przecież i mnie ona zachwyci, powali na kolana, rozbawi i zasmuci. Nic podobnego, po kilkudziesięciu stronach byłam tak totalnie znużona, że aż mnie to przeraziło, bo już dawno nic mnie tak nie rozczarowało.
W "Zgubiono znaleziono" mamy trzech bohaterów - kilkuletnią dziewczynkę Millie Bird, podstarzałego Karla Maszynopiszącego oraz zdziwaczałą Agathę Panthę. No tak, dobór tych postaci jest dość nietypowy i to może również dawać odczucie, że cała opowieść będzie prawdziwą petardą.
Millie Bird prowadzi swoją Księgę Nieżyłków, a więc tych wszystkich istot, których śmierci była świadkiem. Jest tam pająk, ale też i jej własny ojciec. Po jego śmierci matka Millie zabiera ją do centrum handlowego i pozostawia samą sobie. Kilkuletnia dziewczynka myśląc, że to ona zgubiła własną matkę, postanawia czekać na nią w umówionym miejscu, gdzie przypadkowo poznaje Karla Maszynopiszącego.
Karl z kolei jest podstarzałym mężczyzną, którego pasją i pracą przez całe życie było pisanie na maszynie. W ten sposób również poznał miłość swojego życia Evie, z którą się ożenił, spędził najcudowniejsze lata oraz spłodził syna. Jak to w życiu bywa, pewnego pięknego dnia Evie umiera zostawiając Karla samego na tym świecie, a on nie może pogodzić się z jej utratą. Syn będący pod pantoflem koszmarnej żony na jej niemalże rozkaz odwozi ojca do domu starców. Karl jednak nie godzi się na takie życie i ucieka stamtąd.
W całej historii pojawia się jeszcze jedna postać - Agatha Pantha, która jest zdziwaczałą starszą kobietą. Mieszka ona dokładnie naprzeciwko Miliie Bird i po śmierci męża ani razu nie opuściła swojego mieszkania. Prowadzi ona swój dziennik "Starość", w którym każdego dnia notuje, jak bardzo jej skóra jest obwisła i ile zmarszczek jej przybyło. Większość czasu spędza ona siedząc przy oknie i obrażając przechodniów wykrzykując w ich stronę wulgaryzmy. Kiedy zauważa, że Millie wraca do opuszczonego domu sama, postanawia do niej pójść, dać coś jeść i pomóc odnaleźć matkę.
Historia jak dla mnie mocno minimalistyczna i taka momentami nielogiczna. Śmiałam się do rozpuku, kiedy Agatha Pantha opisywała genitalia męskie - to naprawdę było dobre. Poza tym, niestety szybko mnie znużyła ta książka. Dziwi mnie trochę fakt, że 99% osób czytających tę książkę jest zachwyconych, a tylko nieliczni, jak ja, są znudzeni i nie popadają w zachwyt. Czy aby na pewno jest to szczery zachwyt? Czytając recenzje odnoszę wrażenie, że każda kolejna ocena jest kopią poprzedniej, że tak naprawdę powielane jest jedno zdanie, bo przecież głupio jest napisać, że książka mnie nie porwała. Może to tylko moje odczucie.
Gdybyście chcieli śledzić moje postępy w wyzwaniu "Przeczytam 52 książki w rok", to zapraszam w link poniżej:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz