Recenzja książki "Fistaszki zebrane 1965-1966" Charles'a M. Schulz'a

Powiedzmy, że jestem zdziwiona, choć to mało powiedziane. Czy ktoś mi może wytłumaczyć, dlaczego "Fistaszki" są w mojej bibliotece na półkach z literaturą dziecięcą? Ja wiem, wiem, to komiks, w dodatku o dzieciach, ale czy dzieci faktycznie są w stanie je naprawdę zrozumieć? Nie sądzę.
Po raz kolejny sięgnęłam po "Fistaszki", bo naprawdę je uwielbiam. Nie przeszkadza mi nawet to, że chcąc je wypożyczyć muszę udać się w mojej bibliotece do działu książek dla dzieci, zdjąć buty, by przejść po dywanie do zabawy dla dzieci, następnie uklęknąć na kolana i wygrzebać ich kolejny tom z najniższej półki. Nie wiem, dlaczego są one w tym dziale, trochę mnie to złości, ale i tak zawsze tam będę zaglądać sprawdzając czy moja biblioteka zamówiła kolejne ich tomy.
W tym tomie "Fistaszków" jak zwykle nie ma nudy. Sally dowiaduje się o tym, że ma jedno leniwe oko i musi przez jakiś czas chodzić w opasce, niczym pirat. Snoopy zakłada czapkę pilotkę i walczy z Czerwonym Baronem. W dodatku jego buda wraz z całym "wyposażeniem" płonie, ale na szczęście zostaje odbudowana przez poczciwego Charlie'ego Brown'a. Pojawiają się również nowi bohaterzy - Roy - chłopiec, którego najpierw Charlie poznaje na obozie wakacyjnym, a rok później poznaje go Linus również będąc przez rodziców wysłanym na obóz oraz Peppermint Patty - dziewczynka, która chce pomóc drużynie Charlie'ego wygrać mecz baseballowy.
Czasami czytając recenzje innych czytelników "Fistaszków" trafiam na takie zdanie "czytam je wolno, dawkuję sobie". Ja tak nie potrafię. Jak tylko je wypożyczam, to pochłaniam od razu w całości, bo ciekawią mnie losy tych zwariowanych dzieciaków. Są cudowne! Polecam Wam po raz kolejny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz