Recenzja książki "Rinke za kratami" Rinke Rooyens

Zawsze przyciągały mnie historie prawdziwe, takie z życia wzięte. Nic więc dziwnego, że bez wahania sięgnęłam po "Rinke za kratami", zwłaszcza, że o więziennych realiach nie wiedziałam zbyt wiele. Początkowo nudziła mnie ta historia, bo zanim zaczęło się coś dziać, zanim zaczęły się takie prawdziwe rozmowy z więźniami, to trochę kartek minęło. Jednak z czasem tak się wciągnęłam, że na koniec żałowałam, że się już skończyło.
Znany producent telewizyjny, Holender, Rinke Rooyens postanawia na miesiąc czasu przenieść się do Krzywańca, gdzie znajduje się więzienie. Tam zamierza poznać ten świat i osadzonych, poznać ich historie i spróbować zrozumieć ich. Jest to niezwykła historia człowieka, którego przecież wszyscy znają z telewizji, a który okazuje się tak normalny i tak przyjaźnie nastawiony do więźniów, którzy przecież wiele mają na swoich sumieniach.
On ich nie ocenia, kiedy widzi potencjał, to chętnie im pomaga. Niestety zdarza się również tak, że niektórych więźniów nie rozumie, inni go denerwują i irytują, ale mimo wszystko wraca do nich na kolejne rozmowy. "Rinke za kratami" to bardzo pouczająca książka, to obraz tego, jak można zniszczyć sobie życie, jak można rozwalić własne rodziny i jak bardzo cierpią na tym dzieci.
W czasie pobytu Rinke ma okazje przyjrzeć się dwóm nowym programom więziennym, które z kolei mają pomagać w resocjalizacji więźniów. Jednym z nich są "Wakacje z ojcem", a drugim "Wakacje z matką". Na kilka dni do hotelu znajdującego się przy więzieniu przyjeżdżają dzieci kilku osadzonych i spędzają z nimi czas poza celą. Wówczas sam Rinke zauważa, że ojcowie cudownie zajmują się swoimi pociechami, a matki po prostu siedzą na ławce, palą papierosy i wykrzykują na swoje dzieci. Wydawać się może, że rodzic rodzicowi nierówny. Rinke wielu osadzonym pomógł, znalazł kontakt z ich bliskimi, zorganizował nagranie singla, zawiózł osadzoną na grób matki, która zmarła podczas jej pobytu w więzieniu, nawet był świadkiem na więziennym ślubie. Po jakimś czasie od wyjazdu, wrócił do więzienia już bez kamery, dla siebie, dla osadzonych, by pokazać im, że nadal przejmuje się ich losem i że nie zapomniał o nich.
"Rinke za kratami" to książka, którą przeczytałam i  którą mogę polecić innym. To dobre doświadczenie, skłania do refleksji, sprawia, że człowiek zaczyna się zastanawiać nad wieloma rzeczami. Dlatego właśnie Wam ją polecam, przeczytajcie, bo naprawdę warto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz