Recenzja książki Marja-Leena Tiainen "Wyszedł z domu"

"Wyszedł z domu" to kolejna moja wyprzedażowa zdobycz. Książkę tą kupiłam za dosłownie 5 zł, ale tak bardzo zaciekawiła mnie, że nie mogłam się doczekać, aż zacznę ją czytać. Przyznaję - autorki Marja-Leena Tiainen nie znałam w ogóle, nawet nigdy o niej nie słyszałam. Ta fińska autorka jest chyba u nas mało znana, bo wydaje mi się, że jestem raczej na bieżąco z tym, co obecnie "się czyta", a mimo tego nigdzie mi nawet to nazwisko nie mignęło. A jest ona warta naszej uwagi.
"Wyszedł z domu" to historia rodziny, która przeżywa tragedię po zaginięciu syna Mikko. Chłopak zwyczajny, nie stwarzał rodzicom problemów, uczył się dobrze, miał normalnych kolegów, 16 lat i właśnie poznał dziewczynę, która mu się spodobała, a z czasem mogło powstać z tej znajomości prawdziwe uczucie. Mikko umawia się na spotkanie z ową Tuuli, która tak go zauroczyła. Pojechał do niej pociągiem, niestety przy dość niekorzystnej pogodzie - było zimno, ciemno i padał śnieg. Spędził z nią wieczór, później miał wrócić do domu, do którego nigdy jednak nie dotarł.
Autorka w swojej powieści dość dobrze pokazuje obraz rodziny, która przeżywa zaginięcie Mikko. To takie niby oczywiste, ale potwornie mnie wciągnęło. Z każdym następnym rozdziałem Tiainen odkrywa przed nami kolejne wydarzenia z tego wieczoru, bo na wstępie wiemy tylko, że Mikko wyszedł i nie wrócił, nic poza tym. Może właśnie dlatego ta historia tak bardzo mnie wciągnęła.
Samą książkę doskonale mi się czytało, ale zakończenie pozostawiło pewien niesmak. To nawet nie było zaskoczenie, choć spodziewałam się prawdziwej petardy na koniec. To było po prostu nic, każde inne zakończenie tej powieści byłoby bardziej ekscytujące. Nie wiem, dlaczego autorka tak to "rozegrała", bo miałam wrażenie, że to zakończenie zepsuło całą tą historię. "Wyszedł z domu" przeczytałam w dwa popołudnia i uważam, że jest to kawałek dobrej lektury, takiej zwyczajnej, prostej, ale bardzo wciągającej, jednak to zakończenie, którego nie chcę Wam zdradzać, zepsuło wszystko.
Z przyjemnością sięgnę po kolejne książki tej autorki, bo podoba mi się jej styl, ale jeśli jeszcze jakaś będzie tak banalna w swym zakończeniu, to chyba się "pogniewamy". Wydaje mi się, że jak się odwaliło kawał dobrej roboty przez ponad 200 stron, to zakończenie historii powinno być choć trochę bardziej interesujące.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz