"Bibliotekarki" autorstwa Teresy Moniki Rudzkiej to kolejny mój zakup wyprzedażowy. Zapłaciłam za tę książkę 7 zł i całe szczęście, bo inaczej bym się bardzo wkurzyła. To będzie krótki wpis, chyba sami wiecie dlaczego.
"Bibliotekarki" - to miała być opowieść zabawna, humorystyczna, taka niby z przymrużeniem oka o tym, jak ciekawe i niezwykłe, a czasem wręcz nieprawdopodobne rzeczy dzieją się w bibliotece. Jestem w stanie uwierzyć w to, że do biblioteki przychodzą różni ludzie, ci całkiem normalni i ci, którzy mają nierówno pod sufitem. Jestem w stanie uwierzyć, że bibliotekarki też nie wszystkie są do końca takie zwyczajne, jakby mogło nam się wydawać na pierwszy rzut oka (przykładem może być jedna pani bibliotekarka z mojej biblioteki, która niby młoda, uśmiechnięta i taka normalna, ale za każdym razem jak oddaję wypożyczone książki to o każdą z nich mnie wypytuje, jakby chciała sprawdzić czy na pewno ją przeczytałam, czuje się wtedy jakbym była w szkole wywołana właśnie do odpowiedzi przy tablicy). I nawet uznaję za bardzo dobry pomysł, by napisać książkę opisującą "życie biblioteki". Nie jestem jednak w stanie zaakceptować jej formy i treści - niestety.
"Bibliotekarki" to historia kobiety o imieniu Żywia, która niegdyś była bibliotekarką, ale z uwagi na zły stan zdrowia przeszła na rentę. Miała problemy z biodrem i dlatego zrezygnowała na pewien czas z pracy. Jednakże postanowiła ponownie wrócić do swojego zawodu, choć nie było jej łatwo. Kiedy już rozpoczęła pracę, to okazało się, że jej koleżanki z biblioteki mają swoje fanaberie, że tak powiem. Jedna zamyka się w toalecie i pali papierosy, druga notorycznie się spóźnia, trzecia niby wykształcona popełnia błędy ortograficzne w prostych słowach, a kierowniczka filii uwikłana jest w romans z jednym czytelnikiem. To jest całkiem realne, tyle tylko, że wszystko jest jak gdyby mało spójne. Historia jest poszatkowana, niby toczy się poprawnie, ale w międzyczasie pojawiają się rozdziały, gdzie są tylko i wyłącznie skargi pisane przez czytelników. Przeczytałam ją szybko i z ciekawością czy mnie zaskoczy, ale nic takiego się nie wydarzyło. Nie podobała mi się forma i sama treść mogłaby być bardziej porywająca. Ot, taka książeczka po prostu. Nie polecam, bo nie powala z nóg. Jeśli ktoś się uprze, to niech sobie przeczyta, ale wydaje mi się, że można ten czas poświęcić na coś znacznie lepszego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz