Od czasu do czasu lubię sięgnąć po lekturę lekką, łatwą i przyjemną, a żeby rzec dobitniej - typowy poradnik. Od zawsze mnie ciekawiło to, jak ludzie myślą i postrzegają siebie, innych i świat dookoła. Nic więc chyba dziwnego nie ma w tym, że "Mowa ciała w miłości" w końcu wpadła w moje ręce.
Na wstępie od razu przyznam się, iż jest to moja pierwsza książka autorstwa państwa Pease. Nigdy wcześniej chyba nawet o nich nie słyszałam, ale też i szczególnie się nimi nie interesowałam. Niemniej jednak nie odmawiam im tego, że w dziedzinie przekazów niewerbalnych, a zatem mowy ciała, mają oni ogromną wiedzę i doświadczenie.
"Mowa ciała w miłości" jest napisana bardzo prosto i jak dla mnie tak trochę pół żartem - pół serio. Zamieszczone są bowiem w niej swoiste żarty i zagadki, a nawet niektóre opisy, które były naprawdę bardzo zabawne. Minusem natomiast jak dla mnie jest oprawa graficzna, ponieważ w książce tej znajdują się ilustracje - niestety bardzo ubogie, aż łaknące szczegółów, których im zabrakło, tak, jakby były wykonywane w pośpiechu.
Czego można dowiedzieć się z "Mowy ciała w miłości"? Przede wszystkim tego, że choć jedno mówimy na głos, to nasze ciało może pokazywać coś innego, coś, co naprawdę myślimy i co czuje nasze ciało podświadomie. Z całą pewnością dzięki tej książce możemy się dowiedzieć, jak na pewne aspekty flirtu, kokieterii i miłości w związkach patrzą mężczyźni, a jak kobiety. Coś, co jest priorytetem dla kobiet, niestety często jest wręcz niezauważalne dla mężczyzn.
Czy warto sięgnąć po "Mowę ciała w miłości"? Z całą pewnością tak. Nie jest to jakieś obszerne tomisko, a czyta się ją naprawdę bardzo przyjemnie i z uśmiechem na ustach. Polecam!
Oto link do mojego książkowego wyzwania:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz