Po raz kolejny wracam do Camilli Lackberg i jej sagi o szwedzkiej Fjallbace. "Kaznodzieja" to drugi tom sagi i według mnie tylko chronologiczne czytanie jej ma sens. W tym bowiem tomie autorka nierzadko wraca do tego, co wydarzyło się w "Księżniczce z lodu". Jeśli zatem zaburzymy chronologię, to nie połapiemy się w tych wydarzeniach.
Fjallbacka - malownicza szwedzka nadmorska miejscowość, gdzie po raz kolejny zdarza się morderstwo, a nawet trzy morderstwa. Mały chłopiec rankiem wymyka się z domu i biegnie do Wąwozu Królewskiego, gdzie przypadkiem natrafia na obnażone zwłoki młodej kobiety. Bardzo szybko okazuje się, że tą kobietą jest niemiecka turystka, a pod jej ciałem znajdują się jeszcze dwa inne szkielety młodych kobiet. Zebrany materiał kryminalistyczny wskazuje jednak na to, że te dwie inne kobiety zostały zamordowane ponad 20 lat temu.
Rozwikłaniem zagadki morderstw zajmuje się nieustraszony Patrick Hedstrom. Młody, ambitny, inteligentny policjant ma nie lada zagwozdkę, jak sobie poradzić z odnalezieniem sprawcy. Nie pomaga mu w tym jego sytuacja osobista, ponieważ jego dziewczyna Erica spodziewa się ich pierwszego dziecka. Przez to śledztwo zaniedbuje ją, ale ponieważ pojawiają się kolejne zaginięcia młodych kobiet, musi on swoje sprawy prywatne odstawić na boczny tor.
Muszę przyznać, że "Księżniczka z lodu" pochłonęła mnie znacznie bardziej. "Kaznodzieja" był według mnie zbyt mocno przeciągnięty. Na początku lektury irytowało mnie to, że mylą mi się bohaterowie, ponieważ mieli bardzo podobne imiona, które na początku mi się mieszały - Johan, Johannes, Jacob. Dopiero z czasem połapałam się, który jest który. Być może to specjalny zabieg autorki, ale mi się to po prostu nie spodobało. Samo zakończenie było też dość przewidywalne i to mnie trochę zawiodło, ale wciąż żywię sympatię do pani Lackberg i z całą pewnością przeczytam jej kolejne powieści.
Gdybyście chcieli śledzić moje postępy w wyzwaniu "Przeczytam 52 książki w rok", to zapraszam w link poniżej:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz