Maria Kruger kojarzy mi się z dzieciństwem, ale wcale nie za sprawą "Karolci", tylko "Godziny pąsowej róży", którą pamiętam do dziś. Sprawdziłam, "Karolcia" jest na liście lektur szkolnych, nie wiem dlaczego jestem pewna, że ja jej nigdy wcześniej nie czytałam.
Pewnego dnia mała dziewczynka Karolcia znajduje niebieski koralik. Leżał on na podłodze zapomniany przez wszystkich i zapewne nadal by tam leżał, gdyby rodzina dziewczynki nie przenosiła się do nowego mieszkania i zabierając wszystkie rzeczy nie odsłoniła go leżącego samotnie w szczelinie. Karolcia z ciekawości go podniosła, a że był zakurzony, to po prostu postanowiła go umyć.
Po namydleniu go mydłem okazało się, że ów koralik ma przepiękny niebieski kolor i jest naprawdę zaczarowany. Z koralika dochodził głos, który mówił, że może on spełnić każde życzenie Karolci. Nic więc dziwnego, że dziewczynka postanowiła z tego skorzystać i razem ze swoim najlepszym kolegą Piotrusiem zapragnęli stać się niewidzialni i płatać swoim kolegom z podwórka różne śmieszne figle. Jak to w takich bajkach bywa, również i tutaj czyha na nich niebezpieczeństwo. Zła czarownica Filomena śledzi każdy ich krok, aby przywłaszczyć sobie Karolciny koralik.
Z każdym wypowiedzianym życzeniem moc koralika słabnie tak, jak i jego piękny kolor. Ostatnie życzenia są na wagę złota, ponieważ mają pomóc dzieciom ocalić osiedlowy park, w którym spędzają one swoje wakacje. Jakie przygody spotkały Karolcię i Piotrusia, przekonajcie się sami.
Gdybyście chcieli śledzić moje postępy w wyzwaniu "Przeczytam 52 książki w rok", to zapraszam w link poniżej:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz