Wegetarianizm to ostatnio zapomniana dieta, która w moim odczuciu nie jest najzdrowsza, ale też jest znacznie lepsza, niż dieta wszystkożerców. Nie ukrywam - przez ponad 30 lat swojego życia jadłam wszystko, a mięso i nabiał praktycznie przy każdym posiłku. Kiedy podupadłam na zdrowiu, zaczęłam szukać możliwości leczenia dietą. Bardzo szybko z wszystkożercy stałam się weganką. I jakże mi było z tym cudownie, choć nie trwało to zbyt długo. Dlaczego? Czytajcie dalej...
Wegetarianizm - dlaczego zaczynam wszystko od nowa?
Pewnie zastanawiacie się, dlaczego jestem teraz wegetarianką, skoro już byłam weganką. Otóż, kiedy prawie dwa lata temu dowiedziałam się, że jestem ponownie w ciąży, to zaczęłam się zastanawiać czy ja chcę wziąć na siebie odpowiedzialność, jaką niesie ze sobą moja aktualna dieta. Po długim zastanowieniu doszłam do wniosku, że jako matka chcę zapewnić mojemu dziecku wszystko, czego ono potrzebuje. Dlatego właśnie wróciłam do jedzenia wszystkiego.
Dieta wegańska jest niedoborowa i choćby nie wiem jak zaklinać rzeczywistość, to nic tego nie zmieni. Przedstawię Wam to w punktach:
👉Białko - wiadomo, że białko zwierzęce jest łatwo przyswajalne, jest go więcej i łatwiej dostępne. To żadna rewelacja! Na diecie wegańskiej trzeba dobrze zbilansować swoje codzienne menu, aby dostarczyć białka w odpowiedniej ilości, czyli 1 grama na 1 kilogram masy ciała. Na diecie wegetariańskiej nie ma takiego problemu, ponieważ pełnowartościowe białko zawiera chociażby jajo kurze, nie wspominając już o nabiale.
👉Witamina B12 - w niewielkich ilościach występuje w grzybach shitake, ale poza tym nie występuje w żadnym roślinnym produkcie (wiem, że jest również w glonach i to w całkiem sporej ilości, ale jest ona w takiej formie, że nic człowiekowi po niej, nie możemy jej przyswoić i wykorzystać). Jedynym naturalnym źródłem tej witaminy są produkty zwierzęce. Weganie, którzy nie suplementują tej witaminy bardzo szybko odczują zgubne skutki jej niedoboru w organizmie.
👉Żelazo - bez problemu znajduje się ono w produktach zwierzęcych i roślinnych, jednakże to roślinne nazywane jest żelazem niehemowym. Jest ono gorzej przyswajane przez organizm człowieka, a niedobór żelaza prowadzi nie tylko do anemii, ale przede wszystkim stanowi zagrożenie dla życia.
👉Omega-3 - jest nam potrzebne do prawidłowego funkcjonowania. Niestety największa ilość tych kwasów znajduje się w rybach. Zatem wegetarianie i weganie muszą sobie radzić inaczej, by nie nabawić się tych niedoborów.
Teraz już wiecie, dlaczego na czas ciąży i karmienia piersią zdecydowałam się na powrót do standardowej, tradycyjnej diety. A teraz zobaczcie, jakie były tego skutki...
👎Bardzo szybko przybierałam na wadze. W czasie ciąży przytyłam prawie 30 kilogramów, z czego po porodzie odeszło mi około 16 (waga dziecka, łożyska, wód płodowych). Jednak tak szybki wzrost wagi spowodował dolegliwości ze strony kręgosłupa i stawów.
👎Stan mojej skóry pogorszył się. Zrobiła się bardziej matowa i zaczęły pojawiać się na niej często pryszcze. Musiałam też wrócić do balsamowania ciała, bo skóra łuszczyła się, swędziała, robiła się po prostu przesuszona.
👎Źle się czułam. Całą ciążę źle się czułam, ciągle coś mnie bolało, bardzo wymiotowałam, wciąż miałam mdłości, zgagę, potwornie puchłam. Nie dałam rady normalnie się poruszać, bo szybko się męczyłam. Minimalny wysiłek fizyczny był dla mnie jak wdrapanie się na Mount Everest. Najgorszemu wrogowi tego nie życzę.
👎Mój organizm zwariował. Albo zatwardzenie albo rozwolnienie. I tak źle i tak niedobrze. Masakra!
Wegetarianizm - jak długo?
Jak się domyślacie, moja aktualna dieta jest dietą przejściową. Po prawie półtora roku jedzenia wszystkiego, muszę od nowa powoli eliminować produkty zwierzęce z mojej diety. Zaczęłam od mięsa. Mięso przestałam jeść już wtedy, kiedy mój synek skończył pół roku swojego życia i zaczął przyjmować posiłki z dodatkiem ryb lub produktów mięsnych bądź też jaj. Wtedy moja dieta mogła być uboższa w niektóre składniki pokarmowe, a jednocześnie nie bałam się o niedobory u mojego dziecka. To ważne, bo tak młody organizm musi rosnąć i rozwijać się w normalnym tempie. To zaowocuje w przyszłości.
Aktualnie jestem na etapie wegetarianizmu, choć już znacznie zubożonego. Nie jem mięsa pod żadną postacią, żadnych smalców, żelatyn i tym podobnych produktów. Nie jadam również jogurtów, serków, twarogów odzwierzęcych. Jedyne co jeszcze pozostało w mojej diecie prócz roślin, to ser żółty, do którego mam niestety słabość, śmietana od czasu do czasu (do sosu, mizerii itp.) oraz jaja, ale wyłącznie ze sprawdzonego źródła. Co to znaczy? Ano kupuję sobie co tydzień świeże jajka od wieśniaczki - nie, nikogo tu nie obrażam. Po prostu jest to kobieta ze wsi, która co sobotę przywozi do miasta jaja od kur, które hoduje u siebie na podwórku. Są to kurki wolno biegające i dobrze karmione, co można poznać po konsystencji i kolorze żółtka. Ot co!
Następnym etapem mojej diety będzie całkowite wyeliminowanie produktów odzwierzęcych, co nastąpi zapewne pod koniec tego roku bądź też na początku następnego. Wszystko będzie zależało od mojego synka, kiedy zechce on się usamodzielnić i przestanę go już karmić piersią. Ja będąc na diecie wegetariańskiej ze zdecydowaną przewagą produktów pochodzenia roślinnego czuję się lepiej, niż jedząc wszystko. Moja waga zaczęła spadać, mam więcej energii, nie jestem taka zamulona.
Pod względem niedoborów dieta wegetariańska jest znacznie lepsza od wegańskiej. Jednak w moim odczuciu nadal nie jest to dieta dla mnie na resztę mojego życia. Jest to pewien etap, przez który muszę i chcę przejść, żeby mój organizm na nowo przestawił się na roślinne odżywianie. Wiem, że decydując się na zmianę diety na czas ciąży i karmienia piersią poniosłam duże straty, jeśli chodzi o moje samopoczucie i moje zdrowie, ale też wiem, że było warto. Mój synek - piękny, zdrowy, uśmiechnięty jest tego najlepszym przykładem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz